Niewidzialna korona - Elżbieta Cherezińska

JAKUB DE GUNTERSBERG musiał wykończyć rozpoczęte dzieło. W jego fachu są rzeczy, których wolałby uniknąć, i w pierwszym rzędzie należą do nich zlecenia wykonane niedokładnie. Rzadko, ale się zdarza. Jednak nie po to pracował na swą nieposzlakowaną opinię tyle lat, by teraz zaszyć się w jakiejś karczmie i nie rozliczyć przed mocodawcą. Mocodawczynią, uściślając rzecz. Mechtylda Askańska wyznaczyła mu spotkanie w najdziwniejszym z miejsc. Klasztor cystersów w Kołbaczu. Może gdyby miał do czynienia z jakąś zwykłą
księżną, klasztor byłby jak znalazł. Ale cokolwiek można by powiedzieć o księżnej szczecińskiej, a Jakub akurat mógł dużo, to nie to, że była zwykłą księżną. Jechał dobrym gościńcem i to był znak, że jest już na terenie dóbr klasztornych. Dobrym, jak na tę porę roku. Owszem, błoto, ale na poboczu, a dziur niewiele. Po obu stronach drogi jak okiem sięgnąć ciągnęły się pola w połowie już zaorane. Na nich w oddali grupka chłopów zajęta pracą. Gdzieniegdzie kępy jeszcze nagiej brzeziny. Jakub nie lubił odkrytych dróg. Wolał las, wąwóz, nawet zagajnik. Wszystko to, co człowiekowi jego profesji dawało schronienie. Rzadkie krzaki na poboczu poruszyły się przy samej ziemi i usłyszał z nich kwilenie.
— Co, u diabła? — syknął.
Podjechał bliżej. Pod krzewem głogu, na kępie trawy leżało coś, co zrazu wziął za kłąb brudnych szmat. Ale gdy podjechał, zobaczył, że gałgany poruszają się chaotycznym i gwałtownym ruchem.
— Dzieciak? — domyślił się Jakub i zeskoczył z konia, podchodząc do krzaka.
Niemowlę owinięte w szmaty usiłowało odsunąć z twarzy duszący je gałgan. Jakub przeskoczył przydrożne błoto i nie zważając na kolczaste pazury głogu, pochylił się nisko i przyjrzał dziecku. Widywał niemowlęta, ale nigdy jeszcze nie widział tak walecznego. Zaciekle usiłowało zedrzeć z ust i nosa tamującą oddech szmatę. Darło ją drobnymi piąstkami i nie wiedząc, że jest skazane na niepowodzenie, nie ustawało w trudzie. Zrobił krok i ostrożnie wyjął dziecko spod krzewu. Było wychłodzone, sine. Rozluźnił szmatę powijaków, która zsunęła się, dusząc dziecko. Ledwie nabrało powietrza w małe płuca, ledwie raz, drugi zaczerpnęło chudą piersią powietrza, a już rozdarło się wniebogłosy. Nie rozpłakało, lecz wrzasnęło wściekle.
— No już, cicho, już dobrze — próbował je uspokoić. — Jesteś głodny, co?
Dziecko w odpowiedzi zamachało rączkami i niespodziewanie chwyciło Jakuba za szare, sterczące włosy.
— Ej, silny jesteś! — roześmiał się. — Albo silna?
— Panie! To moje dziecko! Moje… — Od strony pola biegła kobieta okutana w chusty i krzyczała do niego.
— Jak twoje, to czego je tu zostawiasz same? Płakało, to się musiałem zatrzymać.
Już dobiegała do niego, już mógł rozpoznać, że naprawdę dzieciak jest jej, bo był owinięty w takie same szmaty, jakie miała na sobie kobieta. Jakub nawet widział krzywo urżnięty kraj ubłoconej spódnicy.
— A bo to coś dziwnego, że płacze? — odpowiedziała, wyciągając ręce po dziecko. — Odda pan…
— Oddam — uśmiechnął się do niej. — Przecież ci nie zabiorę. Chociaż?… Przydałby mi się pomocnik…
— To dziewczynka — odpowiedziała, odgarniając z twarzy kosmyk ciemnych włosów.
Jakub przez chwilę zapatrzył się na kobietę.
— Co? — spytała niepewnie. — Co?
Była doskonała. Taka jak trzeba. Podobna dokładnie do nikogo.
— Ile chcesz, za dzieciaka? — zapytał bez chwili wahania.
W jego fachu decyzje trzeba było podejmować szybko. Kobieta spojrzała na Jakuba uważnie, jakby oceniała, ile może jej zapłacić.
— To moje dziecko — odezwała się — nie sprzedaje się własnych dzieci…
— Nie wiedziałem. W takim razie bierz je, oddaję — podał niemowlę kobiecie.
Ona nie wyciągnęła po nie rąk, tak jak przewidział.
— Nie powiedziałam, że nie…
— To się zastanów — krótko odpowiedział Jakub de Guntersberg.
— Jeśli chcesz mi je sprzedać, bądź w tym miejscu o zmierzchu. Sama. Zapłacę uczciwie, możesz być pewna.
Przyjrzał się raz jeszcze twarzy niemowlęcia i kobiecie. Tak, to musiało być jej dziecko. I wcisnął owinięty w szmatę tłumok w jej ręce. Nie oglądając się na zdumioną chłopkę, przeskoczył rów
i wsiadł na konia. Księżna szczecińska nie powinna czekać.