Krolowa_500

KNUT zgodnie z przyjętym przez ojca zwyczajem siedział na mniejszym tronie po jego lewicy. Po prawicy było miejsce starszego, Haralda. Ich siostry, Astryda i Sventoslava, siedziały odpowiednio, młodsza przy nim, a starsza przy bracie. Tron królowej, dawne miejsce matki, zniknął ledwie przed rokiem. Bronili tego pustego krzesła wraz z bratem, ale w końcu ulegli.

– Tak wygląda nasza rodzina. Ja, moi dwaj synowie i dwie córki. Koniec – zaordynował Sven i nie było dyskusji.

– Wolę to – zwierzył mu się wówczas starszy brat – niż gdyby chciał brać nową żonę. Dla mnie pamięć o matce jest święta.

– Dla mnie też – zapewnił go Knut, choć z roku na rok musiał się coraz bardziej starać, by obraz, który nosił w sercu, się nie zatarł.

Czasami kłócili się o nią z Haraldem.

– Miała zielone oczy.

– Nie, złote!

– Złote miała włosy!

– Nie, rude!

– Sam jesteś rudy, ale to po ojcu!

– Miała rysie.

Wspomnienie dwóch drapieżników na smyczy godziło ich. Czasami Knut bał się, że to jedyne, co na pewno wie o swej matce. Ojciec dbał, by nie mieli czasu o niej myśleć. Cała Dania żyła jednym: przygotowaniem do wielkiej wyprawy na Anglię.

Teraz też; siedzieli w wielkiej halli dworu w Roskilde i chciwie wsłuchiwali się w opowieść Ragna z Wysp, który dopiero co przybył z Canterbury.

– Drapieżna Ławica Thorkela Wysokiego po prostu dusi Anglię, mój królu. Cały ubiegły rok rabowali i palili. Thorkel korzysta nie tylko z obozu na wyspie Wight, ale założył też kilka innych baz na lądzie, gdzie trzyma stada zdobycznych koni.

– Dzięki temu jest tak szybki, może atakować z lądu i wody – powiedział Sven i Knut odniósł wrażenie,  że ojciec jest zadowolony ze swego wodza. Nawijał długie, rude włosy na palec, a nie robił tego nigdy, kiedy się złościł.

– Jesienią zeszłego roku przystąpiliśmy do oblężenia Canterbury – ciągnął Ragn. – Trwało to i trwało, po trzecim tygodniu byłem pewien, że tracimy czas. Ale ten lis, Thorkel, jakimś cudem znalazł dojście do jednego z księży przebywających za murami klasztoru. Przekupił go i tamten zdradził, otwierając nam bramy.

Zgromadzeni zaśmiali się gromko i pochwalili spryt Thorkela. Knut poczuł niepokój. Spojrzał na ojca. Sven puścił pasmo włosów i oparł dłonie na kolanach.

– Mów dalej – zachęcił Ragna i uciszył słuchaczy.

– Plądrowanie miasta trwało nieco, bo i było co łupić. – Ragn się uśmiechnął. – Ale Thorkel nie szukał bogactw, tylko kazał wynajdywać jeńców. Najpierw jego ludzie przyprowadzili mu mniszkę Leofrun. Przeoryszę klasztoru świętej Mildredy, jeśli dobrze zapamiętałem. Thorkel pochwalił łup, ale rozkazał szukać dalej. Potem przyprowadzono mu biskupa Godwina z Rochester, który miał pecha być z wizytą w Canterbury. I Elfreda, królewskiego szeryfa. Thorkel wybadał tych dwóch i sam udał się na poszukiwania, z których wrócił ze swym, jak powiedział, skarbem. Arcybiskupem Canterbury.

– Dziwak! Ja bym szukał pięknych angielskich dam, a jeszcze lepiej panien! – krzyknął Uddorm.

– Posłuchaj dalej, Uddormie, a dowiesz się, dlaczego Thorkel wolał arcybiskupa od kobiet! – zawołał ojciec.

Pewnie chciał wziąć za niego okup – pomyślał Knut i nie pomylił się.

– Trzymaliśmy jeńców całą zimę, a posłowie od króla Ethelreda jeździli w tę i z powrotem. W grę wchodziły coraz wyższe kwoty, ale Thorkel podbijał stawkę w nieskończoność.

– Ile wziął? – ojciec nie wytrzymał i przerwał Ragnowi.

– Czterdzieści osiem tysięcy funtów srebra!

Po halli przeszedł szmer podziwu, który przerodził się w gromkie okrzyki.

Knut widział, jak ojcu zadrgały szczęki. Jak jego palce zacisnęły się na oparciach tronu. Tyle razy w tej halli, recytowano wiersz o armii Dwóch Królów, o Svenie i Olavie, którzy wzięli największy danegeld, jaki Anglia zapłaciła najeźdźcom. Tyle że było to trzy razy mniej niż kwota, którą wymienił Ragn z Wysp. Znał swego porywczego ojca; wiedział, że Sven tego nie daruje, nawet jeśli Thorkel odda mu część srebra. Nie o bogactwo chodziło, lecz o sławę.

Ragn z Wysp uniósł ramię, by uciszyć skandujących.

– Czekajcie, bo to nie koniec. Nim dotarli do naszego obozu posłańcy z wieścią, ile król zapłaci za poniechanie najazdów i wykup jeńców, doszło do dziwnych zdarzeń. Drapieżna Ławica się pokłóciła. Ludziom obmierzło czekanie. W końcu Canterbury zdobyliśmy jesienią, a dopiero po Wielkanocy Ethelred i Thorkel kończyli dobijanie targu. Pewnej nocy doszło do pijackich zamieszek. Zniecierpliwieni brakiem okupu ludzie zaczęli wygrażać więźniom. Thorkel próbował łagodzić spory, tłumaczył, że lada dzień nadejdzie oferta od króla. I wtedy sam arcybiskup zakrzyknął z klatki, w której go trzymali, że nie jest koniem, by go kupować. To było jak iskra, która spada na zbyt przesuszone drewno… Doszło do zamieszek, a pijani, wściekli wojownicy pozarzynali jeńców. Arcybiskup stracił życie jako pierwszy.

W halli zapanowała cisza. Knut czuł, jak bije mu serce. Patrzył w twarze wodzów i wojowników, z którymi jego ojciec zdobył władzę i wygrywał wojny, i próbował zrozumieć co stoi za ich milczeniem. Czy współczucie wobec pomordowanych? Czy żal za straconym olbrzymim okupem? Czy może złość na tak barbarzyńskie rozstrzygnięcie sprawy?

– Zapanował chaos. Thorkel jakoś uspokoił ludzi. Zabronił bezczeszczenia zwłok i sam osobiście udał się do króla Ethelreda.

Jest odważny albo szalony – pomyślał o Thorkelu Knut i słuchał dalej.

– Nie bał się po tym, co zaszło? – spytał jego ojciec.

– Tego nie wiem, królu, nie pytałem go, co czuł. Znam efekt tego spotkania i jest zdumiewający. Król Ethelred mimo śmierci jeńców wypłacił okup.

Przez wielką hallę dworu w Roskilde przeszedł sztorm. Salwy śmiechów, okrzyki, nieposkromiona radość, a nade wszystko podziw.

– Thor-kel! Thor-kel! – skandowali ludzie jego ojca, a Knut patrzył, jak Sven czerwienieje.

– Wstrzymajcie się – wrzasnął Ragn z Wysp – aż powiem do końca, zanim pochwalicie Thorkela! Tak, wziął srebro, mimo iż jeńcy nie żyli. Oddał ich ciała królowi, a następnie rozpuścił Drapieżną Ławicę, wypłacając ludziom sowity żołd… Słuchajcie, co mówię! Bo potem wraz z czterema dziesiątkami swych łodzi przeszedł na służbę Ethelreda.

Knut widział, jak Sven wypuszcza powietrze.

– Zdrada! – krzyknął jarl Thorgils z Jelling, a Ulf, jego syn, jak cień przy ojcu dołączył się do okrzyku.

– Zdrada!

– Rozpuszczając Ławicę, Thorkel obwieścił, że teraz każdy, kto stanie przeciw Anglikom, będzie miał do czynienia z nim. I że nie zawaha się zabić w obronie króla dawnych towarzyszy.

– Zdrada! – przetoczyło się po halli. Najgłośniej krzyczeli Thorgils i Ulf: – Pomścić zdradę!

Sven podniósł się z tronu i w halli ucichło. Knut i Harald wstali szybko, by być jak tarcza za plecami ojca.

– Wodzowie! – zawołał król Sven. – Szykujcie swych synów, braci, kuzynów i ojców. Koniec „Drapieżnych Ławic”! Flota, którą zbierzemy i która w przyszłym roku wypłynie do Anglii, zwać się będzie „Gniewem Svena”.

– Gniew Svena! Gniew Svena! Gniew Svena!

– Na jej czele stanę ja, a przy mnie mój syn!

Harald poczerwieniały z emocji zrobił krok w przód. Ojciec odwrócił się i powiedział:

– Nie, Haraldzie. Ty zostaniesz w Rosklide. Na czas mej nieobecności przekażę ci władzę w Danii, jako starszemu z mych synów. Przy moim boku na Anglię popłynie Knut!

Knut poczuł, że zakręciło mu się w głowie. Spojrzał na ojca. Tak! Sven wyciągnął ku niemu ramię. Zrobił krok w przód i chwycił lewicę króla, a ten uniósł ich splecione ramiona. Knut był szczęśliwy, obrót spraw stał się nieoczekiwany. Zerknął na Haralda. Starszy brat, wciąż czerwony, patrzył na niego gniewnie, jakby wybór ojca był jego winą. Sven wyciągnął prawicę do pierworodnego i złapawszy za nią, wzniósł tak samo. I stali tak we trzech, trzymając się za ręce. W końcu ojciec opuścił ich ramiona i przyciągnął obu do siebie.

– Tak zdecydowałem – oznajmił. – Żadnych kłótni.

– Tak jest, ojcze – odpowiedzieli równo i usiedli.

Po halli już krążyły dzbany z miodem. Wojowie skandowali na zmianę ich imiona. Całe Roskilde gotowe było do wojny. Złowił krzywe spojrzenie Ulfa, syna jarla Thorgilsa. Skald zaczął recytować Pieśń Najwyższego.

Milkliwy i myślący

ma być syn królewski,

w boju mężny,

w rozkazach nieugięty…

Milkliwy i myślący – to o mnie. Chryste! Czy ja podołam? Harald chyba nadaje się bardziej do takiej wyprawy. Myśli Knuta biegły gorączkowo pod pozornie tylko spokojnym obliczem. Skald zrobiwszy przerwę na łyk miodu, ciągnął:

Szczęśliwy ten,

co sam sobie zdobędzie

dobre imię i chwałę…

Wśród ogólnego śmiechu, tumultu, pisków i radości ojciec pochylił się ku niemu. Rude włosy lśniły w blasku ognia. Długie warkocze brody sterczały niemal drapieżnie. W niebieskich oczach Svena nie było cienia radości, jaka panowała w halli.

– Nie zawiedź mnie, synu –  warknął do niego.