legion800

Lokal konspiracyjny, Kraśnik, Generalne Gubernatorstwo. Sierpień 1943 roku

Przy maszynie do pisania siedzi ładna dziewczyna w białej bluzce i okularach. Przepisuje jakiś tekst z odręcznego pisma. Obok, przy biurku, mężczyzna, na oko trzydziestoletni z ołówkiem za uchem. Usiłuje się skupić, ale jego wzrok wciąż wędruje do dziewczyny i skupia się wyłącznie na oglądaniu jej sandałów na szczupłych stopach. Dziewczyna kończy pisać, wykręca papier z maszyny. Starannie oddziela kalkę od oryginału i kopii. Podaje mężczyźnie. Ten czyta z uznaniem i kiwa głową zadowolony. Do pokoju wchodzi Jakub.

Porucznik Jakub – matematyk i bokser. Brat Poli. Uczestnik akcji „Hei-di” w leśniczówce Antoniów. Członek Rewolucyjnej Grupy Inteligencji Socjalistycznej „Świt”. Obecnie w Gwardii Ludowej.

– Pochwalony! – mówi Jakub.

Dziewczyna w okularach patrzy na niego zgorszona, a mężczyzna zza biurka krzywi się.

– Coś ci się, towarzyszu, pomyliło? – pyta zgryźliwie.

– Nie, chciałem sprawdzić wasze poczucie humoru. Ale widzę, że się wygłupiłem.

– Owszem, owszem – kwaśno kiwa głową mężczyzna – wygłupiliście się.

Jakub rozgląda się, udając, że szuka czegoś obok siebie.

– Jest nas dwóch? – pyta poważnie.

Dziewczyna w okularach parska. Jakub puszcza do niej oko.

– Wygłupiłem się, myśląc, że posiadacie poczucie humoru – uściśla swą poprzednią wypowiedź Jakub. – No, towarzyszu Kruk, co tam nowego przygotował kraśnicki wydział propagandy GL?

Dziewczyna podaje mu kopię tego, co napisała na maszynie.

 

„Dwudziestu sześciu żołnierzy polskich z Oddziału Gwardii Ludowej im. Jana Kilińskiego 9 sierpnia 1943 roku w lesie

koło Borowa pod Kraśnikiem zamordowanych zostało z ręki zdradziecko nasłanych przez reakcję zbirów. Zginęli:

dowódca oddziału porucznik Sęp,

zastępca dowódcy podporucznik Słowik,

szef oddziału Bohun,

instruktor polityczny Stanis

oraz dwudziestu dwóch gwardzistów, a wraz z nimi czterech chłopów polskich, co przyszli do oddziału,

by serca zmęczone długą niewolą widokiem swych obrońców – żołnierzy polskich uradować.

Nieśli swe życie w ofierze, by walczyć z niemieckim zaborcą – padli od zdradzieckiego ciosu. Krew ich odrodzi się

w walce tysięcy bohaterów, żyć będzie wieczną pamięcią w wolnej Polsce.

SKŁADA IM HOŁD NARÓD I OJCZYZNA.”

 

 Jakub skończył czytać ulotkę i się skrzywił.

– Co, towarzyszu? – zapytał go Kruk, szef wydziału propagandy. – Znowu się coś nie podoba?

– Nie radzę wam tego rozrzucać w okolicy Borowa – jasno wyraził się Jakub. – Ludzie tego nie kupią. Tam wszyscy wiedzą, co robiła banda Słowika. W najlepszym przypadku będą sobie waszą ulotką pocierali… – Spojrzał na dziewczynę i urwał.

– Nie banda, tylko oddział – poprawił go Kruk i spojrzał na Jakuba krytycznie. – Wy się, towarzyszu, naprawdę do propagandy nie nadajecie.

– I nie zamierzam tego roznosić po wsiach, żeby była jasność. – Jakub porządkował swoje rzeczy na drugim, wolnym biurku.

– Gdyby nie poparcie towarzysza Łokietka, to Łysy by was z oddziału wyrzucił – powiedział mu Kruk na odchodnym, ale Jakub tylko wzruszył ramionami.

– Idę właśnie do Łysego. Zapytam, czy już mam się pakować.

 Szczerze mówiąc, sam by się z oddziału wyrzucił, gdyby nie, właśnie, gorące zapewnienia Łokietka, że „GL oczyści własne szeregi, nim stanie do walki”. Wystąpił z PPS, gdy socjaliści wcielili swe bojówki do AK. Nie po to serce biło mu całe życie po lewej stronie, żeby miał teraz słuchać rozkazów z Londynu. Nie miał wyboru, została mu Gwardia Ludowa, choć zawsze podkreślał, że jest socjalistą, nie komunistą.

– Druhu! Oto idzie nowe! Chcesz walczyć z nami czy służyć starym? – Łokietek miał dar przekonywania i tym sposobem Jakub wciągnął w szeregi GL kilkunastu chłopaków, których wcześniej pozyskał dla organizacji. Łokietek był u siebie, w Iłży, a z Jakubem w Biłgoraju i Kraśniku obchodzono się na wyraźnie specjalnych zasadach, odkąd do tutejszej komendy przedostały się wieści, iż brał udział w słynnej akcji na leśniczówkę.

W drodze do kwatery Łysego spotkał Janka.

 

Janek – przystojny brunet w swetrze. Na początku okupacji był z Jakubem w lewicy nauczycielskiej. Razem działali w PPS i w należącej do PPS-WRN Gwardii Ludowej (zanim komunistyczna bojówka „zapożyczyła” sobie tęnazwę). Łącznik między organizacją w Biłgoraju a Warszawą, gdzie spotykał się z Polą. Wraz z organizacją wszedł w skład AK.

 

Janek łypnął na niego krzywo i przeszedł na drugą stronę ulicy. Jakub dogonił go.

– Cześć. Po sweterku cię poznałem. Ciągle ten sam.

– A ja cię nie poznałem – skrzywił się Janek. – Kto ci tak twarz załatwił? Nowi towarzysze?

– Nie. Ten bęcwał Moltke z gestapo. Masz słabe informacje, dawny przyjacielu. Siedziałem za PPS.

– A wyszedłeś za poręczeniem towarzyszy sowieckich?

– Nie. Wyszedłem, bo nic ze mnie nie wytłukli.

– I co? Nie szkoda ci teraz duszę bolszewikom zaprzedać?

– A tobie nie żal służyć oficerom sanacji? Taka z was teraz lewica, jak ze mnie dziewica.

– Przynajmniej walczymy o Polskę, a nie o siedemnastą republikę!

– Miałem cię za bystrego – zatrzymał się nagle Jakub i spoważniał – ale jesteś bezmyślny, jak oni. Klepiesz, czego cię wyuczyli. Gazetki z Londynu też wam przysyłają? Ze słynną doktryną stania z bronią u nogi?

Janek poczerwieniał. A Jakub napierał na niego rozzłoszczony.

– Armia Krajowa was wykorzysta.

– A was Armia Czerwona. Nie widzisz różnicy? Po wojnie osądzą was jako zdrajców ojczyzny.

– Jesteś pewien, że nas? – odpowiedział twardo Jakub i zawrócił w swoją stronę.

 W ten sposób, nim doszedł do kwatery dowódcy GL, był wściekły podwójnie.

– Humorek porucznikowi dopisuje! – powitał go Łysy. – Siadajcie, pogadamy. Mam dla was misję specjalną. W związku z Borowem.

– Kruk był tu przede mną? – Jakub zaczynał czuć, że ten dzień się nie skończy.

– Nie, a co?

– Nic.

– Mów, mów towarzyszu. Ja na waszym zdaniu polegam podwójnie.

– To może najpierw pan porucznik mi powie. To z pewnością ciekawsze.

– E, nie wiem, czy ciekawsze – samokrytycznie stęknął Łysy. – Gówniana sprawa.

– Skoro tak, to nie do mnie. Ja znam się na matematyce i boksie. Szamba to nie moja specjalizacja.

– Humorek, jak mówiłem – porucznik przeciągnął dłonią po rzadkich włosach. – Chciałbym was w teren wysłać. Z zadaniem nazwijmy to, polityczno-wychowawczym. O mordzie pod Borowem słyszeliście…

– O tym, że ludność pobliskich wsi ze łzami w oczach dziękowała narodowcom? Że łupy Słowika odbierali z plebanii? Tak, o tym też słyszałem.

Łysy spojrzał Jakubowi w oczy i pokiwał głową.

– Nie możemy sobie pozwolić na istnienie dzikich band na naszym terenie. Całą robotę nam psują. Wy, towarzyszu, macie tu poważanie wśród ludności, zaufanie i słusznie wam należny szacunek. Pójdziecie, poszukacie bandziorów. I przeprowadzicie z nimi rozmowy wychowawcze. Albo porzucą swój zbójecki proceder i przejdą na naszą stronę, albo zagrozicie, że ich rozbroimy.

Jakub zaśmiał się nieprzyjemnie.

– A oni się nas wystraszą! Ha, ha, ha! Trzeba było do oddziału Sępa nie przyjmować spadów z bandy Liska, to może i by Borowa nie było. Liska zresztą też ktoś od was chciał już wcielać i cywilizować, na długo nie starczyło. Poruczniku, kto raz zaznał życia z bandytki, łatwego chleba i bezkarności, ten w dupie będzie miał wyzwoleńczą partyzantkę. Tyle wam powiem, skoro pytaliście mnie o zdanie.

– Nie pytałem – odrzekł Łysy. – Źle mnie zrozumieliście, poruczniku. To był rozkaz.