Nadwątliłam przy pracy nad nią klawisz „delete”. Co zdanie, to w niego. Tak przebiegało szukanie języka, jakim mówi Halderd. Starałam się zapomnieć wszystko, co usłyszałam od Czytelniczek po ukazaniu się Sigrun. Dlaczego? Bo nie napisałabym ani zdania. Miałam pełną świadomość, że znaczną część z nich zawiodę; że nie odnajdą w Ja jestem Halderd tego, co kochały w Sigrun. Pisałam zimą i to było fantastyczne. Za oknem biało, biało. Potem roztopy. Chłód, zapach śniegu, zmrożonej wody, ślady w pustkę. Starałam się, by nie powstał negatyw postaci Sigrun, chociaż obie bohaterki z góry były ustawione w kontrze. Z jakąś masochistyczną przyjemnością burzyłam rękami Halderd świat nakreślony przez Sigrun. Siłą rzeczy ta opowieść stawała się coraz bardziej współczesna, choć jednocześnie, mocniej niż poprzednia, osadzała bohaterkę w konkretnej historii. Sigrun budowała jedynie (jedynie?) swoje życie a ambicja Halderd sięgała polityki. Nie obyło się więc bez większej dawki realiów. Miałam jednak cichą nadzieję, że Czytelnicy wejdą w to, oswojeni już po drodze. Sigrun jest akceptacją świata i afirmacją życia. Halderd to bunt, niezgoda, kreacja. Harda strona kobiecości. Nieustająco się przepoczwarza, skoncentrowana na celu, sama w sobie uświęca środki. Opowieść Halderd pozostawia wiele niewiadomych, historii pozornie niedokończonych – Szczura, brat Halderd Olaf. Tak już musi zostać. Znów się tłumaczę, uśmiecham przepraszająco. Najbardziej wzruszające w odbiorze Halderd są właśnie wołania o „Sagę Szczury”. Wymknęła mi się Rotta spod kontroli, ale to w pisaniu lubię: nie wszystko da się zaprogramować. Właściwie, poza trzymaniem się szkieletu opowieści, który z punktu A musi dojść do punktu B, cała reszta daje szansę na takie przygody, jak ta ze Szczurą. Nim zaczęłam pisać Halderd miałam wynotowanych mnóstwo scen, sytuacji, które m u s z ą się w książce znaleźć. I co z tego? Nic, żadna nie weszła. Już nie pasowały. Między czasem A a czasem B nastąpiła jakaś zmiana i emocje podążyły innym tropem. W Norwegii jest mgła, która sprawia, że nawet znany krajobraz wygląda co chwilę inaczej. Mgła unosi się, opada, zagęszcza, rzednie, odsuwa; pokazuje to, zakrywa tamto. W Północnej drodze staje się integralnym elementem powieściowej kompozycji.