etka_okladka1

1941

7 stycznia, wtorek

Biebow wszedł rano do sekretariatu z miną zwiastującą najlepsze nowiny. I rzeczywiście! Władze niemieckie przyjęły nasze odwołanie w sprawie wyłączenia części budynków z getta! To radość! Mi kamień spadł z serca potrójnie: raz za getto, dwa za naszą rodzinę, trzy za Frenklów i Izia! Biebow uścisnął rękę i mi i Dorze i osobiście pogratulował, wiedział bowiem od Prezesa, że brałyśmy udział w pracy tego maleńkiego sztabu kryzysowego. Chciałam jak najszybciej przekazać wiadomość do domu, więc w przerwie obiadowej, zamiast na zupę, pobiegłam na Brzezińską, Izia zastałam na zapleczu ich kuchni i zamiast coś powiedzieć, nie bacząc, że wokół ludzie, rzuciłam mu się na szyję! Ach, jakże się oboje cieszyliśmy! Ponieważ Mamy mojej nie było w domu, poprosiłam Izia, żeby zaszedł do niej jak tylko wróci i wszystko jej powiedział, ja wiedziałam, że nie wrócę z pracy za szybko. Izio zapakował mi troszkę jedzenia i pobiegłam na Bałucki Rynek. Cały dzień trwała radość ze zwycięstwa. Wieczorem niestety też. Po siódmej znów przyszedł Biebow, tym razem widać było, że jest pod wpływem alkoholu. Nie był pijany, ale z pewnością na lekkim rauszu. Wszedł do gabinetu Prezesa, wyprosił stamtąd dwóch kierowników, z którymi Rumkowski  omawiał plany produkcyjne, pozwolił zostać Jakubowiczowi i zaczęli pić. Biebow przyniósł ze sobą koniak. Po jakiejś chwili wyszedł do  nas Prezes, poprosił Dorę, by im towarzyszyła a mnie, żebym zadzwoniła do jego bratowej i poprosiła o przysłanie czegoś do zjedzenia. Siedzieli do dziesiątej. Po Biebowa przyjechał kierowca, poprosiłam go by wyprowadził swego szefa, bo Niemiec był kompletnie pijany. Dora i Prezes zapakowali równie nietrzeźwego Arka Jakubowicza do dorożki i odesłali do domu. A potem usiedliśmy jeszcze na chwilę. I Dora i Rumkowski byli całkowicie trzeźwi. Prezes zapalił papierosa, Dora zbierała kieliszki i talerzyki ze stołu. „Napijecie się moje panie?” zapytał nas Prezes. Podziękowałyśmy. On nalał sobie maleńki kieliszek i wychylił go do dna. Skończyliśmy i koło jedenastej wyszliśmy do domu. Prezes zaproponował, że nas odwiezie, więc najpierw dorożka podjechała na Brzezińską, potem miał odwieźć Dorę. Jak wsiedliśmy, po chwili milczenia, Rumkowski klepnął się w kolana i powiedział: „A jednak załatwiliśmy to dobrze!”. Widać było, że jest bardzo z siebie zadowolony.