Crown, power, sex and gold – jak sie z tego zrobi dobry mix, to mamy niezla story z gatunku plaszcza, szpady i… pastoralu. To wszystko jest tez sila ‘gry w kosci’, powiesci z poczatkow panstwa polskiego, zjazdu gnieznienskiego i gry politycznej dwoch tworcow tamtej Europy: Ottona III, cesarza Cesarstwa Rzymskiego narodu niemieckiego oraz Boleslawa Chrobrego, pierwszego koronowanego wladcy Polan. Czyta sie swietnie. A ze nieomal kazdy zyjacy nad Wisła uwielbia (chorobliwie) historię – więc czyta sie jeszcze lepiej. Nie bojta sie: nikt tu nie bełkocze pseudo-staropolszczyzną typu ‘ia pobruszam, a ti pocziwaj’. Nikt tez z bohaterow w trudnych chwilach nie siega do samurajskich mieczy, magii czy nadzwyczajnych zdolnosci. Ot, mamy krwiste postacie, naparzajace się między sobą i …z samymi sobą. W gaszczu akcji warto jednak zwrocić uwagę na jeden niezwykły plan – wszyscy, i ci, z ktorymi czytelnik trzyma, jak i ci, od ktorych sie odsuwa, w sposob najpełniejszy są ludzmi wierzacymi. Gleboko, ale i po ludzku – zdając sobie sprawe z wlasnej grzesznosci, ale i wyzwan wiary. Dawno nie czytalem ksiażki tak frapujaco opowiadajacej o Bogu w zyciu grzesznika. Grzesznikom sie przyda. Czy Kosciolowi – watpie.

PS. Maly minus za wchodzenie w meandry drzew genealogicznych Wikingow, co jest autentycznym fijolem autorki :))

OCENA WB:
bdb minus

Bereś – KSIĄŻKI W SMS (czyli w „Świat Ma Sens”)
Witek Bereś


Wiki-wordmarkGra w kości (2010)

„Książka o Bolesławie Chrobrym chodziła mi po głowie od lat. Lubię drania.” – napisała Cherezińska (http://cherezinska.pl/gra_index.htm; dostęp dnia: 10.11.2010).

Jednak by napisać książkę o Chrobrym sama sympatia nie wystarczy. Nie wystarczy też pasja, której autorka na daremno próbuje się doszukać w historycznych publikacjach czy ekranizacjach. By to zrobić, potrzeba jest jeszcze wiedza. Tak by scenografia i rekwizyty nie utknęły na granicy „prawie jak”, która robi wielką różnicę. Powyższe założenie staje się głównym zadaniem jakie stawia przed sobą Cherezińska. Historyczna pasja i zgodność stają się jej credo, choć w tym momencie sama autorka mogłaby się obruszyć, ponieważ od koturnowości i patosu chce uciec jak najdalej, a credo pobrzmiewa takim właśnie górnolotnym banałem. Toteż zamiast o credo lepiej pisać o chęci. Chęci odbrązowienia, przybliżenia i uczłowieczenia. W ten sposób pisarstwo Cherezińskiej można określić jako ucieczkę przed pompatycznością, nadmuchaniem i błędami leniwych skrybów.

Gra w kości nie jest jednak biografią Chrobrego, przedstawia zaledwie wycinek z jego życia, około pięciu lat z przełomu tysiącleci. W ten sposób autorka ponownie zabiera nas w tę samą przestrzeń czasową, którą znamy z dwóch części jej Północnej Sagi. Tym razem nie podróżujemy jednak do Norwegii, lecz zostajemy w Europie. Krążymy między ziemiami dzisiejszych Niemiec, Polski i Włoch. Co więcej, wydaje się, że sam Chrobry oddaje tutaj miejsce postaci Ottona III. Czy tylko ze względów większej ilości źródeł? Przecież autorka mogła konfabulować, mogła odejść od źródeł i rozbudować postać Boleslausa. Tak też zrobiła, jednak sam Otton III okazał się interesującym dopełnieniem jej ulubionego drania.

Pisanie o konfabulacji w kontekście twórczości Cherezińskiej jest dość kłopotliwe. Trudno nazwać jej książki beletrystyką, trudno też traktować je jako popularnonaukowe publikacje historyczne. Autorka pisze coś, co mogłaby być współczesną powieścią historyczną. Korzysta z założeń narratologii. Historię widzi jako wielogłosową opowieść, dlatego nigdy nie przedstawia jej tylko z jednego punktu widzenia, co więcej nigdy też nie ukrywa się za wszechwiedzącymi figurami. Jej proza wielokrotnie zmienia obiekty relacji. Jądrem czy źródłem narracji stają się konkurenci, którzy dopowiadają nowe, często zaskakujące konteksty. Dzięki temu narracja wciąż się zapętla, ustanawia kolejne powiązania, które odwracają lub naginają linearność opowieści. Każdy rozdział Gry w kości obejmuje kilka miesięcy lub tylko kilka dni akcji na przestrzeni pięciu lat. Ich niechronologiczne ułożenie i brak miejscowej jedności doskonale unaocznia odległości, lecz nie te historyczne, między nami i bohaterami, a te geograficzne – odpowiednie dla opisywanej epoki. W ten sposób wybrzmiewa pierwsze rozdanie metaforycznej gry w kości: gra tekstowa, gdzie każda kolejna karta zmienia sytuację na czytelniczym stole. To doskonale obrazuje także pasję Cherezińskiej, którą nie tyle interesują fakty, lecz ich stelaż. Zamiast wynikowi, woli przyglądać się możliwym scenariuszom, tym prawdopodobnym, mieszczącym się w naukowo rozumianej historycznej poprawności i dokładności. Wynik w postaci znanego faktu staje się dla mniej podstawą kilku równoległych scenariuszy. Nie tylko tych zrealizowanych, ale też tych odrzuconych. Dlatego, czytając ją, mamy szansę zbliżyć się do bohaterów, poznać ich myśli. Skupiamy się na ich lękach, słabościach, pragnieniach. Poznajemy ich motywacje. Towarzyszymy im w trakcie zwykłych codziennych czynności. Można powiedzieć: co w tym trudnego? Nic prostszego jak napisać retrospektywne dziecięce wspomnienia Ottona III. Pewnie! Ale jak to zrobić, tak by się zgadzało?! Cherezińskiej pomógł w tym profesor Przemysław Urbańczyk, autor Trudnych początków Polski. Ten nie tylko napisał komentarz umieszczony w książce, ale też w trakcie jej pisania konsultował z autorką każdy fragment tekstu. Ponoć długość ich ówczesnej korespondencji znacznie przewyższa objętość samej Gry w kości, a diapazon jej nastrojów rozciąga się od akceptacji, przez kłótnię, aż do krytyki stanowisk interlokutorów.

Gra w kości jest też kolejnym stopniem poszukiwań języka do opisu historii, tak by nie tylko obrać ją z pajęczyn, ale też strącić z piedestału, wyciągnąć z polskiego sarkofagu. Dlatego też, jak twierdzi autorka, Gra w kości stała się dla niej swoistym poligonem, serwowała jej tyleż samo przyjemności, co trudności. (źródło:http://cherezinska.pl/gra_index.htm). Drugą, po wspomnianym zamiarze odczarowania polskiej narracji historycznej przeszkodą, był dla niej ścisły nadzór i wewnętrzna chęć uniknięcia nawet najmniejszych błędów. To z tego względu tekst Gry w kości inkrustowany został oryginalnymi pieśniami Ottońskimi oraz cytatami z Galla Anonima a forma jednego z jej rozdziałów oparta została na strukturze średniowiecznej mszy.

Wielopoziomowość tekstu Cherezińskiej obejmuje wspomnianą prawdopodobną warstwę fabularną, uzgodnioną z teorią naukową warstwę historyczną i historycznie zgodną muzyczną formę, jednak na tym nie koniec, ponieważ Gra w kości jest też swoistym traktatem o władzy, o polityce, zawiera też wizję przyszłej państwowości i chybionych lub trafnych dróg dojścia do zamierzonego celu. A to już kolejna interpretacja metaforycznej gry – polityczna rozgrywka, w której skład wchodzi szereg innych partii, tych rozgrywanych wcześniej lub równolegle. Przede wszystkim gra kośćmi Św. Wojciecha, gra świętością, legendą i Kościołem. Wizja Cherezińskiej i Urbańczyka jest prosta i klarowna, praktycznie prostolinijna, dlatego też zaskakująca. Według nich świętym zostać można z nadania, w wyniku interesów.

W kontekście polityki ważniejsze okazują się jednak wcześniejsze rozgrywki, te prowadzone na własnym dworze i w alkowie. Te, w których wyniku ojcowie – władcy pozyskują kolejne pionki, do wykorzystania w stosownym momencie gry, w odpowiedniej kolejce. Synów i córki, którzy, jak pisze Cherezińska, cierpliwie oczekiwać muszą chwili, kiedy staną się odpowiednią partią do rozegrania właściwej partii. W ten sposób autorka wraca czy też kontynuuje linię kobiecej rewindykacji rozpoczętą w swoich poprzednich książkach. Wcześniej oddała głos średniowiecznym żonom jarlów. W Grze w kości kobiety nie tyle możemy usłyszeć, co zobaczyć. Autorka wyciąga je z niebytu i ustawia obok głównych bohaterów. Jednak nie tylko je ukazuje, ale też nazywa. Przegapione przez źródła, traktowane jako bezimienne matki kolejnych pionków czy kości w grze, u Cherezińskiej stają się ważnymi figurami. Dzięki nim historia ma być dla nas bliższa. Najważniejsze jest jednak to, że sama autorka nie daje się ponieść i uchyla się przed potencjalnym oskarżeniem jej o feministyczną ingerencję w historię. Jej sugestywne i prawdopodobne obrazy kobiet mieszczą się bowiem w ramach epoki, wyzyskują możliwości permutacji dostępnych im ról, przez co przełamują prostotę schematu, jednocześnie pozostając zgodne z naszą wiedzą na temat średniowiecza. A to już kolejny, tym razem generalski rzut w grze o literackie uznanie.

Maciej Duda