Każda książka to nowe wyzwania. Korona śniegu i krwi postawiła mnie przed kolejnymi, i nie poradziłabym sobie bez pomocy ludzi, którzy poruszają się po trzynastym wieku niczym po własnym domu.

Profesor Tomasz Jurek, niekwestionowany autorytet w zagadnieniach rozbicia dzielnicowego, okazał się na dodatek człowiekiem wielkiej cierpliwości, nawet wobec pytań zakrawających na absurdalne i nawet wobec godzin stawiania tych pytań. Do tego podsuwał mi historie, w które nie uwierzyłabym, gdybym nie sprawdziła w innych źródłach, że to zdarzyło się naprawdę. Żałuję, iż nie wszystkie mogłam wykorzystać. Wiadomo, większość dotyczyła Piastów śląskich, bo raz, że o nich najwięcej źródeł, a dwa, że rzeczywiście byli wyjątkowo rozpięci charakterologicznie. Profesorze, w najserdeczniejszej pamięci pozostawiam zdanie, którym kwitował Pan sporą część moich wątpliwości, to słynne już: „na szczęście tego nie wiemy”. Ileż ja dzięki temu mogłam napisać!
Marcin Bąk, dziennikarz Radia Plus, przeprowadził mnie przez zupełnie dla mnie nowy teren wojenny. Był wsparciem w walce, w sensie jak najbardziej dosłownym, bowiem jest instruktorem szermierki w warszawskiej Akademii Broni i jednocześnie badaczem militarnej historii Europy. A do tego, jak się okazało, ma rzadko spotykany talent do łączenia teorii z praktyką i kiedy tłumaczył mi poszczególne techniki walki, to ja to po prostu widziałam. Jego wiedzy zawdzięczam nie tylko fachowe uzbrojenie moich bohaterów ale i możliwość przeprowadzenia na kartach książki turniejów, pojedynków i bitew, zgodnie ze wszelkimi zasadami trzynastowiecznej sztuki wojennej.
Rolę garderobianych objęły Emilia Rzepka i Agnieszka Ostrowska, pomagając mi ubrać i, co niekiedy ważniejsze, rozebrać bohaterów. Trzynastowieczna moda to nie przelewki, a moje piękne księżne i ich dzielni mężowie, jako elita ówczesnej Polski, ubrać się musieli porządnie.
Agnieszka Budzińska – Bennett towarzyszy mi, ku mej radości, już przy trzeciej książce. Skoro mój ulubieniec, Herzog Heinrich, czyli Henryk, książę wrocławski był minnesingerem, musiała pomóc mi zrozumieć o czym śpiewa i jak trzyma fidel (za scenę, w której robi, wiesz co, przepraszam). Z kolei jej przyjaciel, Marc Lewon, mediewista, germanista i lutnista, przetranskrybował fragment owej pieśni, dzięki czemu możemy poczuć prawdziwy rytm poezji minnesingerów.
Tomasz Łuczewski i profesor Jan Skuratowicz, specjalista od architektury wielkopolskiej, pomogli mi w zrozumieniu tego, jak mógł wyglądać Poznań w czasach Przemysła. W rozświetleniu epoki niezwykle ważne było także spotkanie z profesorem Tomaszem Jasińskim, z dr Jerzym Łojko oraz długie rozmowy z dr Bronisławem Nowakiem, historykiem Akademii Pomorskiej w Słupsku.
Wśród ludzi, do których mogłam dzwonić jak po ogień, byli także: dr Jakub Morawiec z Zakładu Historii Średniowiecznej Uniwersytetu Śląskiego oraz ksiądz Henryk Romanik, biblista.
Dziękuję Patrycji, za jej wycieczki bo bibliotekach i zdobywanie książek oraz artykułów, które wydawały się nieosiągalne.
Kłaniam się nisko Jankowi Grzegorczykowi i Tomaszowi Zyskowi, i całemu zespołowi redakcyjnemu. Dziękuję Wam za dyskusje, za to, że pracowaliście nad tą książką w tej temperaturze emocji, w której ja ją pisałam.
Adamowi Szczepańskiemu dziękuję z osobna za każde pióro uskrzydlonego króla.
A na końcu to, co było na początku: mój Wydawca. Zmusił mnie, bym spojrzała na Przemysła i jestem mu za to wdzięczna. Bez zaangażowania i wielkiej pasji Tadeusza Zyska ta książka po prostu by nie powstała. Stoją za nami długie godziny rozmów, gorączki i nawałnice pomysłów, także tych, które w końcu nie znalazły się w książce. Do tego setki przeczytanych stron i wyprawy rozpoznawcze w miejsca akcji, wśród których ta, w poszukiwaniu małej Łysej Góry, pozostanie niezapomnianą. „Korona” stała się naszą wspólną przygodą.

Kłaniam się także tym wszystkim, którzy kłócili się z tą książką, nim jeszcze na dobre powstała i tym, którzy ją wspierali od pierwszego zdania.