Podziękowania

Każdy tom cyklu był dla mnie osobną przygodą i każdy niósł inne wyzwania. Przy wszystkich korzystałam z pomocy wielu specjalistów, historyków, archeologów i pasjonatów przeszłości.
W przypadku finałowej powieści od początku wiedziałam, że to będzie przede wszystkim opowieść o wielkiej wojnie z Zakonem. Pojedynki bitewne śniły mi się nocami, chciałam, by bohaterowie stanęli do nich jak najlepiej przygotowani. Dlatego poprosiłam o pomoc świetnego fechmistrza (i historyka!) Antoniego Olbrychskiego. Władysław, Gerland, Wincenty Nałęcz i inni zawdzięczają mu swoje zwycięstwa w bitwie na Radziejowskim Polu. Antoni, dzięki Panu i ja bezpiecznie czułam się ze swoimi bohaterami we mgle tej niezwykłej bitwy.  Średniowieczna broń bierze swój początek od wytopu żelaza. Maciej Tomaszczyk, geolog, wsparł mnie swoją rozległą wiedzą z zakresu dawnego kowalstwa. To dzięki niemu stanęła „leśna manufaktura” ostatniego Galinda, kowala Wnoke. Michał Ostrowski towarzyszy mi od wielu książek. A to podpowie, jak można było tysiąc lat temu ryby łowić, a to wytknie błąd, jeśli nie zapytam o coś wcześniej, a tym razem zainspirował mnie swoją książką — przewodnikiem Niesamowite Kujawy i opowieściami miejscowych o dziwnych rzeczach, jakie dzieją się w okolicach, na których toczyła się wielka wojna z Zakonem.
Szczególnie dziękuję panu profesorowi Maciejowi Dornie i Norbertowi Delestowiczowi. Pierwszy napisał książkę Bracia zakonu krzyżackiego w Prusach w latach 1228-1309, drugi jej kontynuację (ukaże się, mam nadzieję, lada dzień), a obaj wykazali się niezwykłą życzliwością, udostępniając mi swe prace w ciężkim czasie początków pandemii. Dzięki Wam, panowie, Krzyżacy nabrali rumieńców (a ja spędziłam kilka dni na śledzeniu ich pasjonujących życiorysów i karier). Profesor Tomasz Jurek jest skarbnicą wiedzy o czasach rozbicia dzielnicowego, jestem mu niezwykle wdzięczna, że z rozbrajającą cierpliwością pozwala mi z niej korzystać. Publikacje profesora o bitwie na Radziejowskim Polu i potyczce pod Koninem były dla mnie drogowskazem w wojnie Łokietka z Zakonem. Profesor Tomasz Jasiński niejedną celną uwagą sprawiał, że umiałam zmienić punkt widzenia. Katarzyna Ogrodnik-Fjucik, która choć jest anglistką i znawczynią legend arturiańskich (a mediewistką z zamiłowania), tłumaczyła dla mnie z języka czeskiego pozycje związane z Henrykiem z Lipy. Pani Kasiu, dziękuję również za nasze niestrudzone rozważania na temat Henryka Jaworskiego i Aneżki!
O. Paweł Zyskowski był zawsze gotów do niesienia mi pomocy w zakresie liturgii, modlitw i pieśni.
Dziękując moim konsultantom, jednocześnie muszę z całą mocą podkreślić, że żaden z nich nie ponosi odpowiedzialności za fabularną wizję autorki. Powieść, nawet tak precyzyjnie oparta na prawdziwej historii, musi pozostać dziełem literackim.
Chcę podziękować całemu zespołowi Zysk i S-ka. Jankowi Grzegorczykowi, za to, że nigdy nie czyta obojętnie i nie boi się zwracania mi uwagi na rzeczy nieoczywiste. Magdzie Wójcik, z którą pracuję tyle lat i zawsze odczuwam radość, gdy książka wreszcie trafia w jej ręce.
Filipowi Karpowowi, który łączy stoicki spokój z kreatywnością. Ekipie grafcznej pod wodzą Tobiasza Zyska i grafikowi, Michałowi Krawczykowi, że udało mu się przełożyć moją wizję na obraz. Panu Przemkowi Kidzie i jego zespołowi.  Adamowi Zyskowi, który od lat nie zraża się, kiedy zaczynam od „nie”. Patrycji Poczcie szczególnie się kłaniam. Każda redakcja musi mieć swego dobrego ducha z twardą ręką i dobrze, że jesteś nim ty. Dziękuję także Tomaszowi Zyskowi, z którym przed ośmiu laty zaczynałam Odrodzone Królestwo, i Elżbiecie Żukowskiej, która dołączyła do pracy nad cyklem przy Płomiennej koronie i nie tylko towarzyszyła mi jako redaktorka, ale i wspierała swoją rozległą wiedzą z zakresu mitologii słowiańskiej. Elu, jesteś pierwszym lustrem, w którym odbijają się bohaterowie!
Osobno dziękuję mojemu wydawcy, Tadeuszowi Zyskowi, który przed laty zainspirował mnie do pochylenia się nad postacią króla Przemysła. Tadeuszu, od ciebie wszystko się zaczęło i traktuję Odrodzone Królestwo jako naszą wspólną drogę. Ileż mieliśmy na niej odkryć i olśnień, ile potknięć? Dzisiaj trudno mi sobie wyobrazić moje życie bez Odrodzonego Królestwa. Dziękuję, że przez to przeszliśmy wspólnie.
Moim najbliższym — mężowi i córkom — jesteście dla mnie źródłem nieustannych inspiracji! Kłaniam się Wam nisko, że wytrzymaliście, choć były tygodnie, gdy z Władkiem spędzałam więcej czasu niż z Wami.
Czytelnikom dziękuję szczególnie. Przed laty wsiedliście na łódź Odrodzonego Królestwa i wspólnie dopłynęliśmy do portu. Ta podróż dobiegła końca, ale obiecuję Wam inne. Historia ma to do siebie, że jej początki nikną we mgłach, ale horyzont zawsze jest przed nami.