ja jestem halerdKiedy po pospiesznym ślubie przywiózł mnie do Ynge, gdy przekroczyłam próg dworu, oniemiałam. Bogactwo tego domu mnie olśniło. Był większy niż dwór Hrafna. Prawie o dwakroć. Ściany halli wyścielone na przemian grubo tkaną materią i futrami. Między nimi kością i srebrem kryta broń. Rzeźbione ławy, nawet te dla służby. Kunsztownie kute kosze na płonące polana w każdym rogu halli. Weszłam i poczułam się panią. Ale nie na długo.

W domu nikt nie wiedział, że Helgi wróci z żoną. Nie była przygotowana dla mnie alkowa. A wszystkim rządziła Herdis – jego matka. Przy jej pasie pęki grubych kluczy. Helgi mnie przedstawił. Pochyliłam głowę przed jej siwą głową. Ona mrugała oczami, zaskoczona.
– Naszykuj, matko, izbę dla mojej żony. Dzisiaj noc spędzi ze mną. Jestem na krótko, mamy rozkaz króla, by siły i broń zebrać. Będzie wojna.
– Gdzie mogą moje skrzynie wstawić? – spytałam Herdis.
– Gdziekolwiek, no, może tutaj. – Wskazała ręką kąt halli.
Głos miała cichy, starczy. I nie lubiła mnie od pierwszej chwili. Ja jej też.
– Jest ze mną służąca, Rotta. Gdzie może się dzisiaj położyć?
– No, może tutaj. – Wskazała ten sam kąt.
Spojrzałyśmy na siebie ze Szczurą i zacisnęłyśmy zęby. Obie.

Helgi przeciwnie, był zachwycony. Wypełniał sobą cały dom. Raz dwa na stołach zaroiło się od misek i kielichów. Ledwie zdążyłam się trochę ogarnąć po podróży, już uczta trwała w najlepsze. Przy jego wysokim krześle stało drugie, ciut mniejsze. Kiedyśmy siadali, chciała zająć je matka, ale Helgi załatwił to krótko:
– Tutaj moja żona!
I sam mnie przy sobie posadził. Herdis zacięła usta w siną kreskę. Widząc to, Helgi krzyknął:
– Ottar, zamów jutro jakieś ładne krzesło dla matki!
Stryj mówił, że to człowiek prosty. Ale nie, że prostak! Z trwogą pomyślałam, że on popłynie na wojnę i mnie z tą matką zostawi. A wojna w domu wisi już na włosku. Czuję to. Przez długość halli widzę w kącie Szczurę, przy naszych kufrach. Z daleka posyłam jej spojrzenie najcieplejsze, na jakie mnie stać. Jedyna znajoma, bliska twarz wśród obcych.