Mam wrażenie, że człowiek współczesny ma większy problem z mówieniem o Bogu, niż o seksie. Pisząc „mówienie” mam na myśli refleksję głębszą, niż żonglowanie stereotypami. Mam na myśli głęboki układ odniesienia. Umówmy się, w życiu codziennym nikt od nikogo tego nie wymaga. Kwestia wiary lub nie-wiary pojawia się tylko wtedy, gdy rozpoznaną i okiełznaną rzeczywistość burzą nagle nieprzewidziane okoliczności. Gdy życie zostaje niespodziewanie przerwane groźbą straty.
Dlatego wciąż stawiam moich bohaterów pod ścianą. Wrzucam ich pomiędzy wydarzenia, w których muszą dokonywać wyborów. Buduję im świat, niełatwy i czasem nawet nieładny, wkładam ich w środek i patrzę, co zrobią.
Świat Sigrun obracał się wokół rodziny i miłości, Halderd dołożyła do tego władzę, seks i przełamywanie siebie. Einar według własnej Pasji walczy z Bogiem o sumienie.
W świetle religii chrześcijańskiej, coś co ma kiepski początek, siłą Boga i wiary w niego, można zmienić. Adama i Ewę starotestamentowy Bóg Ojciec wygnał z raju. Ale nastał czas Chrystusa i woda chrztu przyniosła siłę odkupienia grzechu pierworodnego.
W wierzeniach pogańskich jest to znacznie bardziej skomplikowane - pojęcie grzechu nie istnieje, dobro i zło jest formułą prawną, a nie moralną. Fatum może krążyć nad każdym.
A jak poradzić sobie ze światem, który leży na styku dwóch religii? Jakie zasady w nim obowiązują? Jak żyć?
I w tym świat sprzed tysiąca lat przygląda się współczesności. Dzisiaj mamy przed sobą otwartą „galerię religii”. Komercyjnie i powierzchownie wiemy wszystko o każdej. Nic, tylko wybierać! Na Boże Narodzenie jestem katolikiem, na Noc Kupały zwolennikiem słowiańskiej „hulaj dusza”, na co dzień bliski mi zen. Na Chanukę świecznik i bakalie, gorzej z Ramadanem… Trzeba siły umysłu i woli, by pozostać ortodoksyjnym ateistą.
A kogo wzywam, gdy się boję? A kogo, gdy kocham?
I koniec końców, czyż Bóg lub bogowie nie są równie podniecający jak seks?