pasja według einarato nie dwór dla panien

Wieczorem w dormitorium kłótnia. Oczywiście milcząca kłótnia.  nisi machają rękami, a i kilku wyrośniętych oblatów się wtrąca. Nie rozumiem, o co chodzi. Większość znaków, których używają, jest dla mnie nowa. Widzę tylko „woda”, „zimno” i „nie, nie, nie”. Niepokoi mnie tylko, że kilku z nich robi ręką ruch wyraźnie mówiący, że chcą komuś poderżnąć gardło. Grożą sobie nawzajem? Osa wzrusza ramionami.
— Za każdym razem to samo! Kąpiel mamy tylko trzy razy do roku, a i tak niektórzy starsi bracia odmawiają.
— Kąpiel? Osa, ty patrz lepiej. Oni komuś chcą poderżnąć gardło!
— Nie. Oni nie chcą się golić.
— Aha… Bo już się bałem. Kąpiel? Nareszcie! A habity też nam zmienią?
— Nie przesadzasz? Koszule tak, ale nie habity. To męski klasztor, a nie dwór dla panien!
I widać, i słychać było, że klasztor męski żyje przerażającą wizją kąpieli. W czasie jutrzni zakonnikom głosy drżały i w ławach chóru panowało niezwyczajne poruszenie. Ja drapałem się jak opętany, bo odkąd dowiedziałem się, że będą nas kąpać, poczułem się straszliwie brudny. Najgorzej znosiłem to w pierwszych dniach po przybyciu do klasztoru, ale wtedy miałem tyle innych zmartwień na głowie, że mycie się było ostatnim z nich. Później doskwierał mi brud, ale za
to smród czułem coraz rzadziej. A odkąd zacząłem chodzić do infirmerii, po zapachach, jakie tam panowały, dormitorium wydawało mi się wonną łąką.
Jednak to wszystko okazało się bardzo zawiłe. Po jutrzni wróciliśmy do dormitorium. Przeor we własnej osobie przyszedł z nami. Oblatom Abbo kazał ustawić się przy drzwiach, a dorośli mnisi siedli pod ścianą. Przeor kluczem, który nosił u pasa, otworzył skrzynię stojącą przy drzwiach. Wyjął z niej noże do golenia i my roznosiliśmy je mnichom. Potem trzymaliśmy im miseczki z wodą, a oni się golili. To znaczy jeden golił drugiego. Trudno było wytrzymać w powadze, gdy braciszkowie robili okropne miny i kaleczyli się wzajemnie do krwi. Jak dobrze, że nie mam zarostu! — pomyślałem. — Krwawa ta jatka! Inni chłopcy też odwracali głowy i trzęsąc się ze śmiechu, wylewali wodę z miseczek. Widząc to wszystko, Abbo kazał intonować psalmy. No i dopiero się zaczęło! W kościele psalmy ciągną mnisi, a oblaci tylko tyle, o ile coś pamiętają, włączają się w śpiewy. Głównie sanctus, „amen, laudanum Domine. Mnisi się golili. My mruczeliśmy, fałszując. Oni zacinali się wzajemnie w rytm naszej kulejącej melodii. Niektórzy chcieli nam pomóc śpiewać, ale wtedy nie mogli się golić. Najśmieszniej wyglądał brat Jeremiasz, który w kościele był głównym kantorem. Nasze psalmy bardziej mu w tej chwili kaleczyły słuch aniżeli nóż policzki. Tylko krew kapała do miseczki
i w rytmie, i w takcie.
Z samym goleniem zeszło im do tercji, więc kąpiel zaczęła się dopiero po mszy. W koszulach staliśmy grupkami po czterech. Jedni wchodzili się kąpać, a reszta czekała. Pomieszczenie było niewielkie, wewnątrz ustawione cztery cebrzyki oddzielone od siebie zasłonami. Oswald tak wymanewrował naszą grupą, że weszliśmy jako pierwsi. I dobrze, bo jak się okazało, wodę w cebrzykach zmieniano dopiero, gdy mistrz Abbo uznał, iż jest brudna. A on przecież z przywileju
kąpieli świątecznej zrezygnował. Brat Augustyn też. Mnisi rzeczywiście nie palili się do wody. Chłopcy przeciwnie, chlapali się chętnie, chociaż może niekoniecznie przy tej okazji się myli. Na przykład Chudy, jak wyszedł z kąpieli, to włosy miał mokre, ale na czole wciąż te same szare smugi, co zawsze. Może tego już się nie da zmyć? Szybko poczułem, z czego może wynikać niechęć starszych braci do gruntownej kąpieli. Otóż po wyjściu z niej i wejściu do dormitorium
w nozdrza uderzał paskudny zapach. Smród, którego nie czuliśmy, będąc brudnymi, stawał się wręcz nieznośny po zażyciu kąpieli. No to po co się myć, jak później trzeba cierpieć?