Od autorki
Dwa przydomki i oba królewskie: Śmiały i Szczodry, brzmią niczym zapowiedź wspaniałej historii. A należą do króla wygnanego, lub zbiegłego z  kraju, nie ma pewności co do szczegółów, lecz wiadomo, że zmarł na banicji. Mieliśmy królów rozpustnych, albo gnuśnych, nie piszemy o nich powieści i nie śpiewamy pieśni, choć w przysłowiach nam się uchowali: „Za króla Sasa popuszczano pasa”. „Za króla Olbrachta wyginęła szlachta”.  Nie ma się czym chwalić. Podziwiamy Jagiellonów, z ich rozmachem, lecz nie byłoby ich wielkiej środkowoeuropejskiej polityki gdyby nie on,  Bolesław Szczodry. I Śmiały. On ją widział, wiedział jak ją kształtować i jak nią grać. Był skuteczny.
Historycy pisząc o Bolesławie II Szczodrym, podkreślają jego wojowniczość. Zresztą ten wątek wykorzystał Wincenty Kadłubek, by nakreślić powody  upadku króla, który rzekomo zbyt długo wojował poza domem. Tymczasem, na trwające dwadzieścia jeden lat panowanie Szczodrego tych wypraw  zbrojnych było ledwie osiem, z czego książę, a potem król, osobiście brał udział w maksimum pięciu. To dużo? Nie. Większość z nich trwała od kilku  do kilkunastu tygodni. To niedużo, to tylko pretekst dla kronikarzy, by wojowniczość i nieobecność w kraju rozdmuchać i wykorzystać w politycznym  przesłaniu. Uderza również coś innego: jego największe zwycięstwa były bezkrwawe. To sukcesy zręcznej dyplomacji. Nie znamy ani jednej  naprawdę wielkiej bitwy Szczodrego. Ale wiemy, że bez niego Arpadowie: Bela, Gejza i László nie zasiedliby na węgierskim tronie. Izjasław  dwukrotnie by na tron kijowski nie wrócił. Perfekcyjnie wykorzystał osłabienie króla Niemiec, Henryka IV (słynna Canossa), by dokonać własnej  koronacji. I wreszcie, z papieżem Grzegorzem VII, tym, który walczył o prymat władzy kościelnej nad świecką, wynegocjował w Polsce całkowity  wpływ króla na Kościół, czyli coś całkowicie przeciwnego forsowanej przez papieża doktrynie. Trudno nie podziwiać.
Rzecz następna: czy koronowało go piętnastu biskupów? Taką wiadomość przekazał nieprzychylny (i oburzony tym faktem), a współczesny mu,  kronikarz niemiecki Lambert z Hersfeld, zatem i ja potraktowałam koronację szczodrze. Zaznaczę, że polska historiografia ogranicza tę ilość, a szkoda.
Co jeszcze należy zapisać po stronie wielkich sukcesów króla? Restytucję polskiego Kościoła. O ile jego wielki poprzednik i pradziad, Bolesław  Chrobry, Kościół w Polsce zbudował (arcybiskupstwo gnieźnieńskie, biskupstwa we Wrocławiu, w Krakowie, Kołobrzegu oraz Poznaniu), to Bolesław  Szczodry musiał go obudowywać po latach zapaści państwa piastowskiego i reakcji pogańskiej. Kołobrzegu nie utrzymał, bo i Pomorze się mu  wymknęło, ale katedry w Poznaniu i Gnieźnie podniósł z ruin, utworzył nowe biskupstwo w Płocku, fundował klasztory i, co najważniejsze, on  pierwszy uregulował sytuację finansową Kościoła, który wcześniej był zależny od gestu i szczodrości władcy. Nadając ziemie biskupstwom, dał im  materialne podstawy funkcjonowania. Przez wiele lat po jego śmierci był wymieniany jako fundator i dobrodziej Kościoła. Do czasu (ale o tym za  chwilę). W powieści uwzględniłam istnienie biskupstwa kruszwickiego, choć zdaję sobie sprawę, iż jest to kontrowersyjne, zdecydowałam się w tym  zakresie pójść za sugestią Jana Długosza. Ważnym elementem fabuły jest także konflikt o powołanie biskupstwa dla ziem wschodnich. Wyjaśniam: nie ma go nigdzie w tekstach źródłowych, lecz jak przypuszczają historycy, mógł on stanowić oś sporu między biskupem Stanisławem, który nie chciał pomniejszenia swych wpływów, a królem, który chciał rozwinąć Kościół na wschodzie. Zwracam tu uwagę na list  papieski z roku 1075, w którym znajduje się uwaga, iż w Polsce jest za mało biskupstw na tak rozległe tereny. Jasnym jest, że biskupstwo w Płocku było niewystarczające, zatem można myśleć, że planowane było coś jeszcze, co nie doszło do skutku, zapewne na skutek oporu Stanisława.
Dlaczego Szczodremu zależało na rozbudowie i umocnieniu Kościoła? Bo miał w pamięci reakcję pogańską z czasów po śmierci swego dziada, Mieszka  II. I świeże powstania pogańskie za Odrą, już za swego panowania. Uważam, iż dla niego groźba kolejnej rebelii była czymś bardzo namacalnym i realnym. Widział państwotwórczą rolę Kościoła i właśnie tak sytuował jego zadanie w swoim królestwie. Ale jak wiemy, coś  poszło nie tak. Przejdźmy więc do sedna: każda biografia króla prędzej czy później zatrzyma się na różnych wariantach stwierdzenia, że gdyby nie  ta sprawa z biskupem Stanisławem, zostałby zaliczony w poczet najznakomitszych władców.
„Ta sprawa”. Pokolenia historyków podzieliły się na tych, którzy szli za kroniką Galla Anonima, i tych, którzy przedkładali przekaz Wincentego Kadłubka. Pierwszy z kronikarzy poświęcił „tej sprawie” ledwie kilka zdań, Stanisława nie wymienił z imienia, nie wspomniał nawet, że chodzi o biskupa krakowskiego, ale wprost nazwał biskupa zdrajcą, a wyrok na niego skwitował oględnym stwierdzeniem „nie powinien jeden pomazaniec karać cieleśnie drugiego pomazańca”. Zatem Gall Anonim niczym Poncjusz Piłat umył ręce. Trudno mu się dziwić, w wyniku tych zdarzeń jego, kronikarza, dobrodziej, Bolesław Krzywousty, odziedziczył władzę. Wszak gdyby nie to, na tronie mielibyśmy Mieszka III, syna Szczodrego. Wiemy, że Gall pisał o Bolesławie II pod okiem cenzury. Mistrz Wincenty Kadłubek z rozmachem zadbał o zbudowanie dramaturgii do sceny śmierci biskupa. Najpierw zapowiedzi, że wraz z panowaniem Bolesława stanie się coś złego, potem sugestia, że z powodu działań wojennych króla kraj został opuszczony, następnie opisy buntu niewolników, słynnych niewiernych małżonek i jeszcze słynniejsze przykładanie kobietom szczeniąt do piersi (zaskakująco podobne do znanego w średniowieczu opisu starożytnego autora, Justyna;  Kadłubek kochał zapożyczenia i lubił się pochwalić erudycją). Znacząco rozpisywał się o okrucieństwie i niegodziwości króla, by z biskupa uczynić świątobliwego stróża moralności, jego śmierć okrasić nadnaturalnymi zdarzeniami i przejść do cudów po śmierci. Całą historię między nimi podsumował: „Wkrótce potem Bolesław niesłychaną złożony chorobą życie sobie odebrał. I syn jego jedyny Mieczysław w pierwszym kwiecie wieku otruty został. Tak cały ród Bolesława za Ś. Stanisława poniósł karę, jak bowiem żadne dobro nie zostaje bez nagrody, tak żadne złe bez kary”. Jednym słowem: dobrze mu tak, król sobie na śmierć zasłużył.
W polskiej historiografii sprawa konfliktu między królem a biskupem jest omawiana szeroko, najkrócej rzecz ujmując, do XIX wieku przeważał  Kadłubkowy pogląd o „winie króla”, a dopiero potem pojawiły się dzieła o „winie biskupa” i rozgrzały zainteresowaną historią opinię publiczną, aż  poszły iskry. Ale jakby nie patrzeć, święty Stanisław ze Szczepanowa był już patronem Polski i kropka. Jeśli Państwo będą ciekawi, zachęcam do  czytania, by poznać faktograficzne niuanse opinii.
Zwrócę jednak uwagę na coś innego: od kiedy zaczęło się złe mówienie o Bolesławie Szczodrym? Bo nie od chwili skazania biskupa, to pewne. Kluczem jest Kościół krakowski, stanisławowe biskupstwo. Kadłubek swą Kronikę Polski pisał w latach 1190–1208 (czyli do czasu, gdy sam został biskupem krakowskim) i w niej już zawarta jest wolta wobec dzieła Galla. Nie ma mowy o „biskupie zdrajcy”. Jest „świątobliwy  Stanisław”. Kadłubek gani króla, a wychwala przymioty biskupa, stawiając wielkie kroki w drodze do kanonizacji Stanisława. Nie doczekał jej, ale  dzieło kontynuował dominikanin, Wincenty z Kielczy, pisząc żywoty św. Stanisława: Vitae minor, Żywot mniejszy, który miał służyć kanonizacji, Vitae maior, Żywot większy, który napisał po kanonizacji Stanisława.
No i tu zaczyna się oczernianie nie polityczne, ale moralne króla. O ile Kadłubek pisał: „Nie podobają mu się żonaci, gdyż więcej obchodzi ich sprawa  niewiast niż względem władcy uległość”, to dominikanin wiedział więcej i nie wahał się czytelników oświecić. Czytamy, że król Bolesław:  „Porzuciwszy zamiłowanie do cnót, pogrążył się we wszelkich występkach, a ulegając niecnym skłonnościom, jak koń i muł, który nie ma rozumu,  ogarnięty złością i niegodziwością, idąc za pożądliwością ciała, zamienił chwałę swą na hańbę, a naturalny sposób życia na taki, który sprzeczny jest  z naturą”. Zwracam uwagę: napisany przez duchownego żywot świętego tak się koncentruje na seksualności nie owego świętego, ale króla. Następni  już pojechali po bandzie. Choć autor Kroniki Wielkopolskiej zastrzegł, że to ponoć plotka, to jednak ją przytoczył: „Brzydził się kobietami tak  dalece, że zawsze w podróży kazał za sobą wodzić klacz pokrytą purpurą i najcieńszemi tkaninami zamiast żony. Powiadają nawet niektórzy, że  zbestwioną zmyślnością używał jej, czego inne pisma, którym wierzyć należy, dowodnie zaprzeczają”.
Kolejny autor (Kronika polsko-śląska) już nie wspominał o plotce, napisał pewien swego, że król z klaczą współżył. Jan Długosz w Rocznikach też  miał wyrobione zdanie: „Nie poprzestając na zwykłych miłostkach, popadł w haniebny i plugawy grzech sodomski, naśladując godne potępienia  zwyczaje Rusinów, u których to zboczenie było pospolite. I zwyciężony błędami tych, których orężnie zwyciężał, uwikłał wszystkich swych  potomków, królestwo i ród swój w wielką i długotrwałą hańbę, którą mogło zmazać jedynie miłosierdzie boże”. Grzech sodomski to według  wczesnych znawców stosunek homoseksualny, a dlaczego akurat „pospolity u Rusinów”? Bo jako grekokatolicy, dla Jana Długosza, byli heretykami, a wiadomo, że heretycy sobie folgują na wszelkie sposoby i nawet w kronice warto o tym wspomnieć. Ach te średniowieczne wolne media, szlachecka  wolność słowa, hulaj dusza, dla nas piekła nie ma. Bolesław padł ofiarą czarnego pijaru, lecz po raz kolejny nadmienię, te kalumnie rozszalały się po  śmierci jego bratanka, Bolesława Krzywoustego, w czasach rozbicia dzielnicowego i przyświecała im chwalebna nadzieja, iż Stanisław jako święty stanie się patronem zjednoczenia królestwa, które zrośnie się kiedyś, jak jego porąbane szczątki. Ciekawe, że w przeszłości kobiety u władzy znieważano podobnie, również uderzając w ich seksualność, robiąc z nich nierządnice i wskazując na ich wpływowych kochanków, co miało być sugestią nie tylko braku moralności władczyń, ale przede wszystkim wskazaniem, że same nie potrafią rządzić i ulegają wpływom swych  wybranków. Królowi Bolesławowi przypisano homoseksualizm i zoofilię. Nie można było odebrać mu sukcesów dyplomatycznych i wojennych, ale  można było obrzucić błotem. Jak to się zaczęło? Przypomnę: od Wincentego Kadłubka. Kim był? Kronikarzem Królestwa Polskiego, biskupem  krakowskim. Do czego zmierzał? Do wykreowania swego poprzednika biskupa Stanisława ze Szczepanowa na męczennika. A potem na patrona  zjednoczonego królestwa.
Do kanonizacji Stanisława doszło w 1253 roku, 174 lata po jego śmierci, a pomogli w tym procesie Czesi, mając za pazuchą własne interesy.  Inspiracją zaś był proces kanonizacyjny biskupa Canterbury, Thomasa Becketa (w 1170 roku). Tam sprawa była taka, że Becket i król Henryk II  Plantagenet mieli sprzeczne interesy polityczne. Biskup pragnął nagiąć monarchę i wymusić prymat Kościoła nad władcą. Ten się na to nie godził i  Becketa na rozkaz króla zamordowano. Tyle że po tej zbrodni Henryk II się ukorzył. Dokonał teatrum władzy. I otrzymał od widowni – ludu –  rozgrzeszenie.
Dlaczego Bolesław Śmiały tego nie uczynił? Bo nie miał pojęcia, że obróci się to przeciw niemu: osądził i skazał za zdradę biskupa, co mogło pójść nie tak?
Dalekowzroczny i przenikliwy wobec innych władców i procesów politycznych w ościennych królestwach nie przewidział, jak potoczy się „proces” w  jego sprawie. Wkładam w usta opata Anchorasa myśl: To, co niedorzeczne, kłamliwe i nie do uwierzenia dzisiaj, jutro może zacząć brzmieć  prawdopodobnie. To jest to, co w tej sprawie czuję. I zatrważa mnie, bo w podobnych czasach żyjemy. Nawet bystry i wyjątkowy przywódca może  nie docenić przeciwnika, lecz taki błąd zemści się okrutnie. Opowieść o Bolesławie Śmiałym jest bardzo polska. To dzieje człowieka, który staje się  zbyt wybitny, by jego współcześni mogli mu służyć. Przerosłeś ich, nie umieli żyć ani w twym blasku, ani w cieniu. Wszystko, co było do wygrania,  wygrał, a poniósł klęskę.
Król nie udałby się na wygnanie, gdyby za spiskowcami nie stała siła, której nie był w stanie sprostać. Czym jest siła? Liczbą ludzi czy ich rzeczywistą potęgą? Zajęty umacnianiem pozycji Polski wobec sąsiadów przegapił opozycję? Nie docenił jej? A może myślał, że grają do jednej bramki?  Tymczasem oni swoją ustawili na innym boisku. Frapująca historia. Rekonstruując ją, musiałam dokonać wielu wyborów, niektóre z nich były trudne i  są obarczone ryzykiem. Na przykład wskazanie rodów spiskowców. Z początku chciałam nazwać je fikcyjnie, wychodząc poza panteon polskiej  szlachty. Bo co my wiemy na sto procent? Nic. Gall Anonim, który pisał na zlecenie Bolesława Krzywoustego, przekazał nam tylko Sieciecha i  Awdańców. To zresztą osobny, fascynujący temat. Że nie znamy nazwisk i imion innych ludzi poza naszymi Piastami. Jest Odylon i Przybowoj (możni,  którzy ujęli się za Odą, żoną Mieszka I), a potem dopiero Sieciech i Awdańcy z czasów Krzywoustego. Nazwy rodów, lub raczej ich  protoplastów, pojawiają się dużo później. A przecież nasi pierwsi Piastowie nie działali w próżni, nie byli sami — ani na dobre, ani na złe. Tym  niemniej w tej wielkiej historii do dzisiaj nie wiemy na pewno, kto pociągał za sznurki. Ot, zaleta anonimowości. W historiografii spotkają Państwo  różne wersje: że głową opozycji był Stanisław i dlatego zginął, albo że to był Sieciech.
Przeważa taka, iż opozycją były rody możnych — lecz których? Konstruując fabułę Śmiałego i Szczodrego, sięgnęłam po zasadę: sprawdź, kto na tym  skorzystał. I takim tropem szły moje poszukiwania. Wspomnę jeszcze, że w samych dziejach panowania króla jest mnóstwo białych plam, które  można próbować wyjaśniać lub rekonstruować, i mam świadomość, iż jest to ryzykowne. Tym niemniej, po wnikliwym przestudiowaniu epoki,  decydowałam się to ryzyko podjąć. Problematyczne jest nawet pochodzenie jego żony. Długosz nazwał ją Wyszesławą i sugerował jej pochodzenie z  Rusi. Data zawarcia małżeństwa? Nieznana. Ale w 1069 roku urodził się ich syn, Mieszko. Profesor Tomasz Jurek interesująco sugeruje czeskie  pochodzenie (Agnes regina: w poszukiwaniu żony Bolesława Szczodrego — polecam). Dlaczego postawiłam na kierunek duński i córkę Svena  Estridsena? Bo ten kierunek w prawdopodobnym czasie zawarcia małżeństwa był ciekawy politycznie, jako sojusz przeciw cesarstwu i bardzo  aktywnym Lutykom.I jeszcze nadmienię, że bratanek i imiennik Szczodrego, Bolesław Krzywousty, z tą właśnie dynastią zwiąże swoją córkę.
Sporo wiemy o kobietach otaczających króla Bolesława. O Dobroniedze, jego matce, która zapewniała dobre kontakty z Rusią, o jego siostrze  Świętosławie i ciotce Gertrudzie. Kiedy badałam życiorysy tych kobiet, uderzyła mnie ich długowieczność. Dobroniega — siedemdziesiąt lat i czworo  dzieci. Świętosława — osiemdziesiąt lat i pięcioro dzieci. Gertruda — osiemdziesiąt trzy lata, troje dzieci i nieustanna życiowa tułaczka. Ich ojcowie,  bracia i mężowie umierali młodo, a one długowieczne, mimo iż urodziły tyle dzieci. A że dawne położnictwo to też moja pasja, pomyślałam, że  musiały mieć wyjątkową opiekę okołoporodową. I tak narodziły się powieściowe Rzepichy. A przy okazji, Gall Anonim w swej Kronice wymienia  imiona tylko trzech kobiet: Dobrawy, Judyty i Rzepki/Rzepichy, żony Piasta. Zwrócił na to uwagę Grzegorz Pac w Kobietach w dynastii Piastów.  Zastanawiający wybór naszego pierwszego kronikarza.
Losy Dobroniegi i Gertrudy w naturalny sposób przeplatają się ze sobą, życie Świętosławy je uzupełnia, razem zaś budują wartą zgłębiania ścieżkę  tożsamości kobiet pochodzących z książęcych i królewskich dynastii.  Nieustannego wystawiania ich na próbę. Wydawane za mąż albo po politycznej  przyjaźni rodzin, ale znacznie częściej dla zbudowania tej przyjaźni. Dla sojuszu, zawieszenia broni, pokoju. Jak one się czuły, dźwigając na  barkach taki ciężar? Jak znosiły nieustanne polityczne wolty nie jednego, ale dwóch rodów — tego, z którego pochodziły, i tego, w którego szeregi  weszły wraz z małżeństwem. Życiorysy tych trzech kobiet świetnie to pokazują. Jedna z nich zasługuje na naszą szczególną uwagę: Gertruda, córka  króla Mieszka II i królowej Rychezy. Ona sama większość życia spędziła poza ojczyzną, jej modlitewnik powstawał w Nadrenii, zdobiony miniaturami  w Rusi Kijowskiej, ale „była Polką”, podkreśla, pisząc o niej autor w Pateryku Kijowsko-PieczerskimI Europejką. Niosła w sobie władczą krew  prababki, cesarzowej Teofano. Potrafiła dyplomatycznie radzić sobie w Rzymie, Saksonii, Nadrenii, ale na koniec wybrała Kijów. Nie opuściła Rusi po  śmierci męża i syna (a tak zrobiła jej synowa, więc było to możliwe). Gorąco Państwa namawiam do osobnego przyjrzenia się jej postaci, zaczynając od wspaniałej Ego Gertruda Teresy Michałowskiej. W powieści nie było miejsca na wyjaśnienie, ale zapewniam, że modlitwy tworzone  przez Gertrudę to literackie dzieła sztuki. To trzeba powtarzać: pierwszym polskim tekstem nie jest kronika Wincentego Kadłubka, ale wcześniejszy o ponad sto lat modlitewnik Gertrudy Piastówny. I, co ważne, jest on dziełem dojrzałym intelektualnie, pokazującym, iż autorka  świetnie znała teologię i jej niuanse. A najlepsze na koniec: zachował się w oryginale! Znajduje się w zbiorach Museo Archeologico Nazionale
w  Cividale del Friuli we Włoszech. Gwoli ścisłości dodam, iż modlitewnik Gertrudy powstał na bazie wcześniejszego o sto lat dzieła, Psałterza Egberta, będącego w posiadaniu rodu Ezzonidów (ojciec Rychezy). Gertruda uzupełniła ten psałterz o własne karty i wykonane na jej  zlecenie miniatury. Dlaczego się uchował? Bo stanowił element posagu piastowskich księżniczek. Gertrudzie przekazała go matka, królowa Rycheza.  A następnie (uzupełniony) powędrował dalej, z wnuczką Gertrudy, Zbysławą, do Polski. Nie zachowały się z tych dawnych posagów suknie czy  klejnoty, przedmioty dodające urody. Zachowała się książka.
Gertrudo, dziękuję. Także za to, że choć nie było to zwyczajem średniowiecznym, w modlitwach użyłaś własnego imienia. A przy okazji: jako że jej  dziełem był zbiór modlitw, w biografiach Gertrudy zawsze podkreśla się jej żarliwą religijność. Nie przeczę. Lecz gdy czytałam te modlitwy, a w nich  opisy grzechów, za których popełnienie Gertruda się kaja, dało mi to do myślenia. Stworzyłam jej postać, łącząc religijność z namiętnością. Mam  nadzieję, że mi to wybaczy.
W biografii Bolesława są legendy: o pocałunku pokoju, wytarganiu za brodę, obdarowaniu kleryka, już wiecie, jak je interpretowałam. Są i te o  szczeniętach przystawianych niewiernym żonom do piersi, ale wybaczcie, tego u mnie nie znajdziecie. Nie będę wspierać tych, którzy obrzucali  króla błotem. Z tego samego powodu nie skorzystałam z podpowiedzi kronikarzy sugerujących, iż Bolesław był arogancki, zadufany w sobie i pyszny.  Znów przypomnę, że żaden z nich go nie znał osobiście, a obaj (Gall i Kadłubek) pisali swe kroniki z tezą. W jej zakresie mieściło się umniejszenie  królowi na rzecz jego następców, a także wrogów. Historia nie dzieje się w próżni, staram się to podkreślać w każdej powieści, pokazując procesy  nie tylko z punktu widzenia Polski, ale także naszych sąsiadów. Zbieżność sporu papiestwa z cesarstwem, z kulminacją pod murami Canossy, z  sytuacją w Polsce jest symboliczna, lecz mogła być przypadkowa. Nikt dzisiaj nie wie na pewno, czy Stanisław był głową opozycji, czy tylko jej  pionkiem, ale stał się jej symbolem. Dalsza historia, czyli wygnanie króla, pokazuje, że konsekwencje pewnych zdarzeń mogą zacząć żyć własnym  życiem i choć z perspektywy dziesiątek i setek lat wydaje się, że powinno się je przewidzieć, tak nie jest.
Czy Bolesław Szczodry zmarł, czy został zamordowany? Jeśli tak, przez kogo? Gall Anonim sugeruje Węgrów urażonych rzekomo tym, że źle  potraktował ich króla, swego kuzyna, László. Może i tak, lecz patrząc na dalszy bieg zdarzeń, mało to wiarygodne. Kronikarz nie mógł pisać  wszystkiego, co wiedział, nam jednak nietrudno wskazać, kto na śmierci króla zyskał.
Jeszcze raz wracam do tego, że historia Bolesława II przypomina równanie z wieloma niewiadomymi. Znamy wynik, nie wiemy, jak go wyliczono.  Jako pisarka na każdym kroku muszę podejmować decyzje, nie po to, by stworzyć tę historię na nowo, ale by uczynić ją jak najbardziej wiarygodną.  I dlatego ta praca nie może się znudzić.
Jedno jest pewne: mieliśmy trzech wielkich Bolesławów w historii. Chrobrego, pierwszego króla, uczczonego przez kronikarzy legendą o złotym  wieku. Szczodrego – Śmiałego, którego sukcesów nie można podważyć, a mimo to długi cień położył się na jego historii. I Krzywoustego, który po  koronę nie sięgnął, jak jego poprzednicy, ale ja chcę sięgnąć i po jego dzieje. Zdecydowałam się na tryptyk. Szczodry – Herman – Krzywousty. Już dzisiaj Wam go obiecuję.