ja jestem halerdGdy usiadłam, wznosili za mnie toasty. I za dzieci. I za jarla. Uciszył wszystkich,
– Żono, towarzysze! Chciałem coś powiedzieć, mądrego, uroczystego, na takie święto w domu. Ale nic mi do głowy nie przychodzi. Ja widać do wojny i płodzenia synów stworzony, a nie do gadania. Halderd, dziękuję! Chciałbym cię nagrodzić.
I wyciąga małą srebrną skrzynkę. Biorę, kiwam głową, siadam. Przysuwa się do mojego ucha.
– Już się wygoiłaś?
– Nie bardzo.
– O, ja też nieraz z ranami z jednej wojny ruszam na drugą.
– Helgi! To były bliźnięta! Dwoje dzieci urodziłam na raz!
– Pół roku z tobą nie spałem!
– Bo nie było cię w domu!
– Ale już jestem!
– Daj mi jeszcze kilka dni, niech do sił wrócę!

Nie dał mi ich. I tamtej nocy mu nie wybaczę. Nigdy. Rano, jak zobaczył w łóżku brunatne smugi krwi, to nie umiał nawet powiedzieć „przepraszam”. Pieprzony knur. Głupio mu było i zaśmiał się nerwowo.
– Ho, ho! Ale była bitwa!
Wstałam, ubrałam się i wyszłam.

Czekała na mnie Szczura z ciepłą wodą. Obmyła mnie ręcznikiem. Płakałam z głową na jej piersi. Najpierw ze wściekłości, później z bezsilności i bólu. Kołysała mnie jak dziecko. Płakałam już tylko z żalu. Szczura szeptała:

Niech każda z twoich łez
Będzie falą na jego głowę.
Niech twój szloch będzie sztormem,
Co chwyci go na pełnym morzu.
Niech twój ból będzie jego bólem.
Sól do rany, sól do rany,
Sól – ból!

Pukanie do drzwi. Nie odpowiadam. Głośne pukanie. Łomot. Szczura wychodzi.
– Moja pani nie wstaje. Silnie krwawi.
Słyszę jego cholerne, obrzydliwe chrząkanie.
– Daj to mojej żonie, ode mnie. I … powiedz, że życzę jej zdrowia.
Wypłyń gdzieś na wojnę, a wyzdrowieję w jeden dzień, knurze!

– Szczura, powiedz, jak ja mam kochać moich synów, kiedy każdy z nich w ten sposób poczęty?
– Mów sobie, że to są twoi synowie. Twoi, nie jego. Ty ich nosisz, ty ich rodzisz, ty ich karmisz.

Przecież taki zbój, jak on, nie doczeka starczej śmierci w domu. Co roku wojna. Prędzej czy później musi go ktoś trafić. Modlę się, by doczekać dnia, że sama będę panią Ynge. Halderd wdowa. Najpiękniejszy sen.