Sagę Sigrun pisałam nie widząc Norwegii na własne oczy. Wymyślałam tę swoją Norwegię ze zdjęć, z opisów, z wyobraźni. Mój Miły jeździł tam często. Przywoził mi zdjęcia, które oglądałam jak dziecko lizaka na wystawie sklepu. W zeszłym roku przywiózł kamienie zebrane w Lade. Leżą na moim biurku. Ostre, twarde, kanciaste, przetykane rdzawymi plamami. W lipcu tego roku, gdy Sigrun poszła do Czytelników, pojechaliśmy razem do Norwegii. Razem, oznacza całym Taborem. Tabor to siedmioro ludzi. W tym troje niepełnoletnich. Niepełnoletni to Dzieci Taboru. Tabor to dwa samochody, naprawdę spore. I dwie zmiany namiotów - cywilne i historyczne. Pojechaliśmy na festiwal wikingów w Egge i Gudvangen. W planach była jeszcze Finlandia, ale awaria samochodu sprawiła, iż zamiast jechać na Olandy, zobaczyliśmy więcej norweskiego świata.